KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Nic to nie oznacza, bo od nowa się skupiamy, od nowa walczymy o najwyższe cele.

Bartosz Zmarzlik na pytanie TVP, ile dla niego znaczy sytuacja, gdy już w pierwszych dniach kwietnia ma na swoim koncie 4 wygrane turnieje

Richardson Lee swiecaW marcu pisałem o wrocławskich pomnikach i legendach. Było wspomnienie Konstantego Pociejkowicza i Tomasza Jędrzejaka. Nie wspomniałem wtedy o żużlowcu, o którym we Wrocławiu już się praktycznie nie pamięta. A szkoda, bo w 2002 roku był zawodnikiem Sparty i 7 lat temu zginął tragicznie po wypadku na Stadionie Olimpijskim. Nie doczekał się nawet tablicy pamiątkowej. Myślę, że wyglądałaby godnie na odnowionym ceglanym murze Nowego Olimpijskiego. Poniżej moje prywatne wspomnienie Lee Richardsona z tamtego maja 2012. Cześć Jego Pamięci.


(25.05.2012) Długo zbierałem się do napisania tekstu o tym, co zobaczyłem na własne oczy 13 maja na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, a później w telewizji w bezpośredniej relacji z derbów w Gorzowie. Nie widziałem powodów, żeby się z tym spieszyć. Pomyślałem sobie, że czasami lepiej pewne rzeczy przemilczeć, przemyśleć, aby nie walnąć pod wpływem emocji głupoty, z której musiałbym się tłumaczyć. Jednak minęły prawie dwa tygodnie od tragicznej śmierci Lee Richardsona, a ja myślę to samo, co w pechowy wieczór. Zdania na temat osób i wydarzeń nie zmieniłem, więc to, co napisałem dzisiaj poniżej, napisałbym dokładnie tak samo 13 maja.

Mecz z Marmą Rzeszów miał być ciekawym i wyrównanym widowiskiem, jak w poprzednim sezonie. Wtedy we Wrocławiu padł remis, można było się spodziewać w niedzielę walki do końca. I faktycznie ta walka była, bo nikt nie odpuszczał. Na wyjściu z pierwszego łuku żużlowcy walczyli nie tylko między sobą, ale też z torem. Nosiło ich w tym miejscu, jak chciało. Mało kto kontrolował motocykl. Pecha miał tam Anglik w barwach Marmy, który załapał się do składu na ten mecz w ostatniej chwili. Zahaczył maszyną o koło rywala, nie opanował motocykla i uderzył z ogromnym impetem w "dechy". Pech chciał, że było to już wyjście na prostą, więc banda była drewniana bez poduch powietrznych. Nie wyglądało to dobrze, ale nie robiło znowu jakiegoś wielkiego, tragicznego wrażenia. Nie takie rzeczy człowiek przez 20 lat na tym stadionie widział i chłopaki zawsze z tego wychodzili. Z większymi czy mniejszymi kontuzjami, ale zawsze. Bo ten tor śmiertelnego żniwa nigdy nie zebrał i nikomu do głowy nie przychodziły myśli, iż mogłoby tym razem być inaczej. Mecz rozgrywano dalej, a Richardson pojechał do szpitala. Normalna sprawa. Osłabiona Marma przegrywa, ale kibice coraz głośniej zaczynają mówić o stanie toru i dziwnych zawodach, jakich dawno we Wrocławiu nie było.



Dramat zaczął się po powrocie do domu. Media podają informację, że Lee Richardson nie żyje. Zmarł w szpitalu podczas operacji. Szok. Niedowierzanie. Przecież na torze był przytomny. Włączam TVP Sport. W Gorzowie jadą derby. Cegielski i Darżynkiewicz potwierdzają doniesienia z wrocławskiego szpitala. Obaj komentatorzy właściwie czekają na zakończenie transmisji, bo są pewni, że za chwilę sędzia Marek Wojaczek podejmie jedyną rozsądną decyzję i zakończy mecz. Nic z tych rzeczy. Żużlowcy jadą dalej. Później na tor wyjeżdżają tylko gospodarze, bo przecież wynik jest najważniejszy. To są derby. "Święta wojna" i dla wielu najważniejszy dzień w roku. Dziennikarze są w szoku. Dziękują za uwagę i milkną. W ten sposób okazują swój sprzeciw i niezadowolenie z tego, co się dzieje na torze. I słusznie. Tylko oni zareagowali po ludzku. Fonii brak, ale taśma się kręci. Jest wizja. Żenujące widowisko z udziałem obu lubuskich ekip dopiero się zaczyna.

Działacze drużyn przepychają się w budce telefonicznej i dyskutują z sędzią. Lecą przekleństwa i wyzwiska. Jedni wypominają drugim, że wiedzieli od pierwszego biegu o śmierci Richardsona, a i tak chcieli objechać zawody.

Kibice skandują: „Jedziemy!” Jedni opuszczają stadion, drudzy rzucają obelgi na rywali. Wszystko słychać, wszystko widać na żywo w telewizji. Patrzę na to i nie wierzę. Wstyd, żenada. Dobrze, że to sport niszowy. Niewiele osób to widzi. Może tak bardzo po świecie się nie rozniesie…

W tej trudnej sytuacji pogubili się wszyscy. Kibice, sędzia, żużlowcy i działacze. Nie ma w tej tragedii świętych, choć każdy udaje anioła i przerzuca się oświadczeniami, które oskarżają rywali o całe zło tego świata.

Nigdy nie byłem wielkim fanem Lee. Byłem raczej jego kelnerem. Szczerze mówiąc w ogóle mi nie zapadły w pamięci jego starty we wrocławskich barwach. Pierwszy raz miałem okazję z nim porozmawiać w 2006 roku, gdy Włókniarz Częstochowa wygrał na Olimpijskim z Atlasem, ale to wrocławianie fetowali złoty medal DMP. Richardson wtedy nie błyszczał. Zdobył chyba dwa punkty. Nieważne zresztą. Później widywaliśmy się częściej, ponieważ połączyła nas jedna rzecz – lotnisko Stansted w Londynie było naszym drugim domem.

Przez trzy lata pracy na Stansted wpadłem tam na wielu żużlowców. Wiadoma sprawa. Przecież latają non stop między Polską, Anglią, Szwecją… Parzyłem kawę Ząbikowi, Skórnickiemu, Wattowi, Kennettowi, Harrisowi i Richardsonowi właśnie. Zawsze odkładałem dla nich świeże jedzenie, choć miałem obowiązek podać im stare, żeby się go pozbyć i zarobić. Niby trochę nie fair w stosunku do innych pasażerów, lecz w podrzędnej knajpie na lotnisku nie można grać fair play. Tu trzeba chronić znajome twarze i idoli przed niestrawnością.

Z każdym mogłem zamienić kilka słów. Ludzie raczej otwarci, sympatyczni. Lee też. Na początku byli nieco zaskoczeni, że ktoś ich rozpoznaje i pyta o ostatni mecz. Przecież na takim lotnisku są anonimowi, a w dodatku speedway na Wyspach to kompletna nisza. Jednak jak mówiłem, że jestem z Polski, to przestawali się w ogóle dziwić. Dla mnie nie ma żużlowców anonimowych. Śledzę ten sport 20 lat i nie jestem w stanie obok zawodników przejść obojętnie. Nawet jak spacerują po terminalu w oczekiwaniu na samolot. To mały światek. Taka prawie rodzina. W moim rozumieniu 13 maja nie zginął jakiś facet w białym kasku. Stracił życie były Indywidualny Mistrz Świata Juniorów, który wpadał na „małą czarną” i przyprowadzał kolegów, bo wiedział, gdzie zagada o żużlu i zje bezpiecznie. Tylko tyle. Ale dla mnie aż tyle.

Pamiętam jak kiedyś na Stansted podszedł do mnie kolega, który też jest fanem żużla, a na lotnisku zajmował się odprawą i ogólnie pojętym bezpieczeństwem. Powiedział mi, że właśnie miał okazję osłabić rywala jego drużyny, lecz nie zrobił tego. Co się okazało? Obsługiwał akurat Richardsona. Anglik leciał na mecz do Polski i musiał przewieźć jedyny dobry silnik na ligę polską. Regulamin tego zabrania. Żadnych silników spalinowych na pokład Ryanaira wnieść nie można. Ale kumpel się złamał i dał Anglikowi naklejkę „sprzęt sportowy”. Tłumaczył mi: „Trochę nagiąłem przepisy. Przecież facet do pracy leci i ja jego sytuację rozumiem. Co prawda pojedzie przeciwko moim, ale to nie powód, żeby komuś pod górkę robić. Trzeba być człowiekiem. Jakbym miał w lustro spojrzeć, gdybym specjalnie pogrążył faceta, bo jeździ w innych barwach?”.

Zwyczajne zrozumienie, szacunek i zachowanie fair play. Czasami zawodnika więcej dobrego może spotkać na lotnisku od obcych niż na stadionie od całej żużlowej braci. Bo w tym sporcie nie ma żadnych świętości. Ludzi nie stać nawet na chwilę zadumy, drobne gesty. Liczą się przecież tylko derby.
I to za wszelką cenę.

PS: Następnego dnia dostaję SMS-a od kolegi: Richardson zdobył 6 punktów, ale to moja Polonia wygrała 48:42. Jestem podwójnie zadowolony :)


Tomasz Armuła

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Nic to nie oznacza, bo od nowa się skupiamy, od nowa walczymy o najwyższe cele.

Bartosz Zmarzlik na pytanie TVP, ile dla niego znaczy sytuacja, gdy już w pierwszych dniach kwietnia ma na swoim koncie 4 wygrane turnieje

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2023
1. Betard Sparta Wrocław  14 30 +124
2. Platinum Motor Lublin  14 28 +185
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 20 +54
4. TAURON Włókniarz  14 18 +13
5. ForNature Solutions Apator  14 15 -42
6. FOGO Unia Leszno  14 11 -98
7. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 10 -61
8. Cellfast Wilki Krosno  14  7 -175
 1. Liga Żużlowa 2023
1. ENEA Falubaz Zielona Góra
 14  35 +232
2. Abramczyk Polonia Bdg.
 14  21 +18
3. Arged Malesa Ostrów  14  21 +22
4. ROW Rybnik  14  18 -28
5. Trans MF Landshut Devils
 14  15 -56
6. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14  12 -45
7. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź  14  10 -93
8. InvestHouse Plus PSŻ  14  8 -50
2. Liga Żużlowa 2023
1. TEXOM Stal Rzeszów
 12  21 +137
2. Ultrapur Start Gniezno
 12
 20 +91
3. OK Bedmet Kolejarz Opole  12
 19 +43
4. Grupa Azoty Unia Tarnów  12
 14 +43
5. Optibet Lokomotiv
 12  14 -24
6. ENEA Polonia Piła  12  10 -111
7. Metalika Recycling Kolejarz  12
 5 -177

Klasyfikacja końcowa SGP 2022

1. Bartosz Zmarzlik
166
2. Leon Madsen
133
3.  Maciej Janowski
106
4. Fredrik Lindgren 103
5.  Robert Lambert 103
6. Daniel Bewley
102
7. Patryk Dudek 102
8. Tai Woffinden 93
9.  Martin Vaculík
91
10. Jason Doyle 83
11. Mikkel Michelsen 82
12. Jack Holder 67
13. Max Fricke 52
14. Anders Thomsen 51
15. Paweł Przedpełski
29

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43