Ci z rosnącej z roku na rok grupy, którzy po każdym tekście powyżej 500 znaków piszą "rany, masakra, jak można tyle czytać?!", dzisiaj nie będą mieli lekko, bo opowiedzieć krótko o meczu decydującym o złocie Bauhaus Ligan po prostu się nie da. Ba, nie da się nawet streścić w dwóch zdaniach XIV i XV wyścigu! Warto było włączyć Eleven Sports (od nich obrazki), a dla tych, którzy mieli przesyt żużla w wydaniu polskim i indywidualnym, włączyć przynajmniej na finałowy dwumecz. Dość powiedzieć, że o tytule zadecydowała jedna akcja, jedno wyprzedzenie, pojedynczy błąd zawodnika... albo arbitra w pierwszym meczu (kontrowersyjne wykluczenie Pollestada).
"Porażka czterema punktami na własnym torze Smederny z Västervik nie oddaje realnej siły obu drużyn" - taką konstatacją zakończyliśmy relację z pierwszego spotkania. Dziś nie było już opadów, nie było błota i nie było nerwowego żonglowania zębatkami w poszukiwaniu właściwych ustawień, które godzinę wcześniej zmył deszcz. Miejscowi dopingowani przez prawie 8 tysięcy widzów mieli pełny handicap własnego toru i cztery punkty przewagi - Smederna mogła polegać na swoich notatkach z rundy zasadniczej, ogromnej motywacji oraz na "złotym" Jerkerze Erikssonie, który wraz ze Stefanem Jarlem od ponad dekady jest istnym szarlatanem speedwaya, kiedy tylko przychodzi do decydujących meczów.
Zaskoczenia na owalu Hejla Arena nie było. Żadnego. Jedni zawodnicy jechali lepiej od swojej średniej (Czugunow u jednych, Mads Hansen u drugich), inni słabiej (Jepsen Jensen, Lambert), ale summa summarum obaj godni siebie rywali trwali w bojowym klinczu. Wymieniając co jakiś czas ciosy, jednak finalnie - jakby za sprawą fatum - i tak spełniał się jeden przewidywany przez wielu scenariusz: nikt tutaj nie odskoczy, nikomu nie jest pisane świętować przed XV wyścigiem. Żużel na całego! 27:27 -> 35:31 -> 36:36 -> 39:39...
Västervik Speedway się bronił, Eskilstuna atakowała. Przed XIV biegiem "Kowale" mieli wciąż cztery punkty do odrobienia, ale coraz lepiej czytali najsłynniejszych tor w regionie Kalmar. Podczas długiej przerwy przed decydującą V serią startów, można było się zastanawiać, czy to charakterystyczna o tej porze roku w Szwecji mgła unosi się od strony lasu, czy to mózgi sztabowców parują. Ktoś w końcu musiał zrobić pierwszy krok. W ojczyźnie Waregów jest ciekawiej niż w polskiej Speedway Ekstraliga, menadżerowie nie mają związanych rąk, nie muszą do XV wyścigu desygnować dwóch najlepszych jeźdźców. Regulamin nakazuje wystawić w nim dwóch spośród trzech najskuteczniejszych. Czyli absolutny lider może pojechać równie dobrze w XIV. A jak trwoga, to... do żużlowego Boga.
Tylko kto ma nim być? Morgan Andersson, głównodowodzący Västervik, widział to samo, co kibice na stadionie i my przed telewizorami. Obie jego największe kolubryny nie raziły przeciwnika tak, jak sobie wymarzył. Zarówno Lindgren, jak i Robert Lambert, mieli tylko po 8 punktów w czterech startach. Po drugiej stronie zawodził na początku "Liglad" Jensen (1,2,2,3), za to szalał Gleb Czugunow. Drugoliniowiec już w pierwszym meczu trzymał wynik Smedernie, zaś dziś był wprost niesamowity (1*,3,3,2*). Co gorsze dla miejscowych, trend po stronie asów gości ewidentnie był wzrostowy. Jensen wygrał swój wyścig w IV serii, a zostawić parę Lindgren - Lambert na ostatnią gonitwę, ryzykując porażkę w XIV, i liczyć, że uda się pokonać któregoś z mających taki potencjał liderów "Kowali"... Nie, takiego ryzyka Andersson nie podjął.
Sprawę miał załatwić "Lambo" wcześniej, już w przedostatnim biegu. Dostał pole A - to samo, z którego chwilę wcześniej, w starciu numer XIII, zwyciężył, popisowo uciekając Madsenowi. Jak w najlepszych thrillerach - kogo wyznaczył Jerker Eriksson, żeby uratować szanse na złoto? Madsen tylko się uśmiechnął i poszedł ubierać kask. Jest kilka pojedynków w roku, w których nawet żużlowi milionerzy na moment zapominają, ile zer wpłynie na konto. Zrewanżować się rywalowi w najważniejszym biegu sezonu, na oczach wszystkich kibiców - tak, to jest to, co gwiazdy lubią.
I zaczęło się show! Tasowali się, jak krupier w kasynie talię zdartych kart.
👉 Lambert i Thorssell na 5:1 i złoto dla Västervik!
👉 Nieaktualne ❌ Madsen i Pollestad na 5:1 i remis w dwumeczu.
👉 Nieaktualne ❌ Norweg leży, Lambert ucieka ile sił. Tu się już nic nie może zmienić! Madsen nie jest jakimś cudotwórcą! Okrążenie do końca!
👉 K... Jednak jest 😯 Dopadł asa Västervik & KS Toruń i przemknął obok niego po "małej" z taką lekkością, jakby ten atak zaplanował sobie już na odprawie 5 minut wcześniej, a do końca boju o złoto zostało nie 10 sekund, tylko 110. Co za kocur!
42:42. Status quo.
Morgan Andersson jak stał, tak opadł z sił, odcięło mu prąd. Upadek w sensie dosłownym powstrzymał tylko fakt posiadania zdrowych stawów kolanowych (niekoniecznie norma w świecie byłych żużlowców). Nie runął, kucnął niczym Andžejs Lebedevs w Pardubicach w chwili najgłębszej rozpaczy. Tylko gdyby Szwedowi dziś kazali coś skopać - ogródek, kask, własny motor, cokolwiek - albo chociaż soczystą "bulwą" rzucić, taką słowiańską... to niedoczekanie wasze. Rozpłakałby się prędzej. Zakrył oczy dłonią, potem palce powędrowały między wargi. Zastygł tak na moment, niczym "Panna z rybą" na zboczu Ślęży. Ponoć jak się ugryzie własny palec, to serce mniej boli. Admin nie próbował, ale tak mówią...
On już czuł, co się święci. "Niewykorzystane sytuacje się mszczą" - znacie to? Nieważne, ile kilogramów złota ma w swoim salonie jego gwiazdor, Lindgren. Jakie to ma znaczenie w tej jednej konkretnej sytuacji? Jakie znaczenie miało dwa dni temu w polskim finale w Toruniu, kiedy wyglądał jak zagubione dziecko skąpane w szwedzkiej mgle? U tamtych - Jepsen Jensen z pola A i Gleb Czugunow, nagrzany jakby wypił litr sowieckiego samogonu, skrzętnie ukrytego przed światem po ewakuacji z Afganistanu w osiemdziesiątym ósmym. Mads Hansen? Serio, liczyć, że to on uratuje złoto? Z czwartego pola... Jak zawali Freddie, to "kaplica".
Ruszyli.
Glebuszka jak bestia z trzeciego. Lindgren z drugiego nawet nie zdążyłby wziąć autografu od tylnego błotnika "Liglada", bo Duńczyk po trzech sekundach był 50 m z przodu. Ryknął sektor Smedfans Eskilstuna: "trzymać to, k..."‼️ Nic się nie może wydarzyć, szybkościowo są dwa światy. Deklasacja! Zresztą, Fred już chyba nie jedzie, tylko się turla siłą rozpędu, zaraz będzie defekt...
A jednak... Ta antyczna klątwa musiała maczać w tym palce. Co zrobił Jepsen Jensen jadąc na 5:1 - nie wiemy, nie wie nikt, nie wie chyba on sam. Cały trud włożony w dogonienie gospodarzy w jednej chwili zniknął pod kołami robiącego jakieś upiorne wheelie Duńczyka, iście groteskowe w tamtym momencie. Jadący pierwotnie za całą stawką Hansen pomknął do przodu po dwa punkty, dwa najważniejsze punkty w jego ligowej karierze! Liglad zdołał "wykręcić" przed bandą, nie upadł, nawet ambitnie próbował jeszcze pogonić za rodakiem, odprowadzany nienawistnymi spojrzeniami całego stadionu - ale to już było wszystko. Kolejny cud się nie zdarzył.
VÄSTERVIK - SVENSKA MÄSTARE! 🥳🇸🇪
Po 20 latach, po dwóch dekadach odkąd w plastronie dumy Kalmar ścigał się Tomasz Gollob, a każdy Szwed wiedział, że po szósty tytuł mistrza świata mknie Tony Rickardsson! Jerker Eriksson przegrał, kiedyś to się musiało stać. Choć taka przegrana to jak wygrana. Czasami szkoda, że nie da się wręczyć dwóch złotych medali 🏆 Kibice żużla tak ten finał zapamiętają - emocje i wiekopomne widowisko w rewanżu.
[Slajdy: Eleven Sports]