KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Nic to nie oznacza, bo od nowa się skupiamy, od nowa walczymy o najwyższe cele.

Bartosz Zmarzlik na pytanie TVP, ile dla niego znaczy sytuacja, gdy już w pierwszych dniach kwietnia ma na swoim koncie 4 wygrane turnieje

Kibic-MarszałekCzasy mamy wojenne. Albo już zimnowojenne, jak utrzymują niektórzy za Oceanem. Drapieżnik zgasił znicz, drapieżnik kąsa. Przykra niespodzianka dla nas, Polaków, znających dobrze imperializm bestii, szok dla leniwego zachodniego świata. Ten tytułowy mundur, choć nie Bogu ducha winnego Słowieckiego, a innego pułkownika, rodem z KGB, wpisze się już na zawsze w obraz marca 2014. Od rzeczy dużych niełatwo zejść do małych, ale takich przykrych niespodzianek także w naszym żużlowym światku zakosztowaliśmy niemało. Kończąca się powoli przerwa zimowa sprawiła, że tak, jak teraz boimy się czytać nowe doniesienia z sąsiedniego kraju, czasem aż baliśmy się otwierać newsowe speedway-strony.


Jaki kolejny durny pomysł, niszczący nasz piękny sport? Co jeszcze wydarzyć się może? Nie miejmy złudzeń. Może jeszcze sporo. Sytuacja w polskim speedwayu coraz bardziej przypomina mi upadłą Rzeczpospolitą z końca XVIII wieku. Nasza żużlowa szlachta jest zadłużona po uszy, a zagraniczne siły, także przy pomocy opłacanych agentów, robią z nami co chcą. W kraju zaś, zamiast opamiętania, trwają w najlepsze hulanki i swawole w postaci podpisywania kolejnych księżycowych kontraktów z rycerzami czarnego sportu. Srebrników nie żałuje szlachta także na konie (mechaniczne) z niedomagającymi wciąż rurami (bez skojarzeń). Nie brakuje i Reytanów w postaci internetowych hejterów, którzy na przeróżnych portalach gardłują, pienią i drą sobie szaty widząc gnicie naszej dyscypliny od środka. Cóż z tego, jeśli instytucja liberum veto nadal ma się świetnie, a każdy przedstawiciel żużlowego sejmiku głosuje głównie w imię prywaty, a nie dobra speedwayowej Rzeczypospolitej. Brakuje kogoś kto "złapałby to wszystko za mordę". W tym pozytywnym znaczeniu. Kogoś pokroju Piłsudskiego, albo Słowieckiego właśnie. Kim ów - zapytacie? O tym już za moment.

Zastanawialiście się może kiedyś, tak na poważnie, czy problemy trapiące polski żużel mogą w ogóle być rozwiązane przez obecne władze, działaczy, zawodników? Nawet jeśli wszystkich razem. Niby jesli nie oni, to kto inny? Ale widząc ich ociężałość w decyzjach i pełne portki ze strachu przed jakąkolwiek asertywnością, mam wątpliwości. Choćby w takiej sprawie tłumików. FIM po raz n-ty zrobił nas w tej kwestii w tzw. bambuko. Działacze światowej centrali, choć adekwatniejszy wydaje się termin "metropolii", nie dopuszczają do siebie myśli, że "głupie polaczki" z bantustanu skonstruowały coś tańszego i jakościowo lepszego niż oni. "Tłumik Demskiego", mimo wielokrotnych prób jego obalenia przez testy, badania i przeróżne poligony dziwnym trafem wciąż spełnia wszelkie normy. Jak więc nie wpuścić go na rynek? Po prostu - nie. Bo... nie, możecie nam naskoczyć. Siła argumentów kontra argument siły. Jak u jednego pułkownika KGB. 

Ta niezakompleksiona część polskiego środowiska żużlowego zaczęła nieśmiało przebąkiwać, że skoro tak się nas traktuje, to tłumik "Made in Poland" można wprowadzić w naszej lidze bez oglądania się na zgodę FIM, wzorem ligi rosyjskiej, gdzie jeździ się na starym sprzęcie. Jako kibic, osobiście wolałbym właśnie te stare wydechy, choć także tłumik Demskiego w Polsce uznałbym za krok w dobrym kierunku i coś stokroć lepszego niż obecny szmelc. I tu przychodzi kolejna konstatacja, czy na zdrowy li tylko rozum, murem za tym pomysłem nie powinni stanąć nie tyle kibice, a zawodnicy, którzy swoimi kośćmi ryzykują, którzy mają już na tym łez padole o dwóch kolegów z toru mniej, którzy tak bardzo się na nowe wydechy skarżyli...

I właśnie w tym momencie zaczyna się Żużlowa Rzeczpospolita Szlachecka, czyli ja, ja i po trzykroć: ja. Tomasz Gollob stracił formę od czasu wejścia nowych wydechów, stąd jest największym orędownikiem powrotu do starego. Piotr Protasiewicz z kolei na nowych rurach radzi sobie całkiem nieźle, więc sugeruje, żeby może nie wprowadzać zbędnego zamieszania za pięć dwunasta. Temat jest na czasie, czego dowodem (podobno) płomienne dyskusje zainteresowanych za kulisami balu po ostatnim plebiscycie Tygodnika Żużlowego. Tymczasem głos zabrał świeżo upieczony Trener Roku Ekstraligi Piotr Baron i stwierdził, że jego chłopcy na zajęciach tematu tłumików nawet nie poruszają, a cała sprawa jest burzą w szklance wody. Nieprawdopodobne, albo chłopcy ze Sparty są kompletnymi amatorami, w co nie uwierzę, albo to ich trenejro drży o przyszłoroczną formę Woffindena, zbawiciela Sparty, ale i cudownego dziecka eksperymentów autorstwa Petera Johnsa, sprokurowanych właśnie przepisem o nowych rurach.

Koledzy z niższych lig, pardon ci z pierwszej, chociaż sam już nie wiem której... A więc koledzy polskoligowożużlowi są zdecydowanie za tłumikami Demskiego, z prostej przyczyny - bo te nie będą siały spustoszenia w ich jakże skromych budżetach. Ci z Ekstraligi już nie są aż tak stanowczy, gdyż dla nich liczy się wygoda. Jak słusznie zauważył zdziwiony Krzysztof Cegielski, wszystko rozbije się o odkręcenie i przykręcenie dwóch śrubek przed meczem ligowym. A nawet nie dwóch, jeśli zawodnik wolałby stary sprzęt. Po prostu ci mocni dzisiaj boją się zamieszania związanego z ciągłym przesiadaniem się i odmiennym stylem jazdy w różnych ligach. I finansowo, krótkoterminowo to oni mogliby najwięcej stracić. Dwoma wypadkami śmiertelnymi w ostatnich latach jakoś nikt z nich się nie przejmuje. Czyli "każdy sobie rzepkę skrobie". Pozytywnym wyłomem jest natomiat postawa wiernego kumpla Cegły, Janusza Kołodzieja, który mimo wybornej formy w zeszłym roku, twardo stawia sprawę tłumika Demskiego. Można spojrzeć poza czubek własnego nosa? Można.

Ale prezesi Witkowski z Szymańskim, jak nietrudno się domyślić, do wyłomu nie dołączyli. Wręcz przeciwnie, brną w coraz większy absurd i śmieszność. Wszystko to, według Adama Skórnickiego, z powodu strachu przed niezapraszaniem ich na FIM-owskie spędy zwane zebraniami, sesjami czy posiedzeniami. Na dobrą sprawę, żadna to strata dla polskiego żużla, skoro wymienieni na tych spotkaniach i tak niczego jeszcze nie zdziałali, poza wyrazami głębokiego zaniepokojenia. Prawie jak świat w sprawie Krymu.

Nasze VIP-y projekt Demskiego wspomogły gierkowskim pomożemy!, by po "niepomyślnych" testach podjąć decyzję dotyczącą polskiej ligi "do końca lutego". Mamy 4 marca i podejmują ją nadal. Oficjalnie zaś decyzja była taka, że... jej nie podjęto. Pewnie po to, by za chwilę zakomunikować, że wprawdzie tłumik Demskiego to cacko i jesteśmy całym sercen za... ale jest już trochę za późno na mieszanie zawodnikom w przygotowaniach. Bo przecież dobro sportowców jest naszym najwyższym nakazem, a mieliśmy sygnały, że nie każdy zdąży z zakupem nowych części. Nie chcę wyprzedzać faktów i uderzę się w piersi jeśli się mylę, ale prawdopodobnie tak się to wszystko skończy. Oczywiście wszystko po konsultacjach ze "środowiskiem" i zawodnikami, o których tak bardzo dbamy.

Tłumiki to nie jedyny problem w ostatnich dniach. Głośne było - i mimo decyzji "uwalniającej" Sajfutdinowa, jest nadal - zamieszanie w kwestii "kar" dla zawodników, autorstwa działaczy najbardziej zadłużonych klubów. Co nie przeszkadza tym samym ekipom w zawieraniu kolejnych kontraktów. Czy realnych? A co im zrobią? Co najwyżej za kilka miesięcy zmieni się im licencję, z warunkowej na nadzorowaną.

W międzyczasie mieliśmy do czynienia z kolejną idiotyczną akcją ze strony FIM-u, któremu nie spododobał się sukces SEC. Do wprowadzenia embarga dla uczestników IMŚ na starty w Mistrzostwach Europy (chyba) nie doszło, ale było blisko. A nasze środowisko, jak zwykle, ocenia cały konflikt pod kątem prywaty. Hampel nie zbojkotuje GP, bo przecież marzy o indywidualnym złocie, Ireneusz Maciej Zmora "nie przecenia siły SEC", bo przecież ma na karku jeszcze dwie rundy GP w Gorzowie, za prawo do których zapłacono kosmiczne pieniądze. A pan Krużyński z firmy, która sponsoruje całą trupę pod egidą One Sport, jest święcie oburzony całą sytuacją, a mając dyspozycyjną 24 h/d tubę medialną w wiadomej postaci, oczywiście marzy o solidarnym zbojkotowaniu całej GP przez Polaków. I pewnie tysiące zwykłych kibiców, mniej czy bardziej ulegając populistycznym hasłom, myśli podobnie, bo jak zauważył Skórnicki, "po co nam ten cały FIM"?

I tutaj właśnie odwołam się do tytułowego pułkownika Rościsława Słowieckiego. Nie jest to bynajmniej towarzysz broni Marszałka Piłsudskiego z Bitwy Warszawskiej 1920 roku czy późniejszych sanacyjnych "gabinetów pułkowników", a szef GKŻ (poprzedniczki GKSŻ) w latach 1958-74, czyli latach dla polskiego narodu ponurych. Postać dziś kompletnie zapomniana, choć chyba najbardziej charakterystyczna i charyzmatyczna wśród żużlowych działaczy w całej historii związku. Ów syn carskiego oficera, wojskowy, ze wschodnim akcentem i o podobno niewiarygodnie mocnej głowie, słynął z trzymania polskiego żużla niezwykle mocną ręką. Dowody? Poniżej kilka cytatów z artykułu Roberta Nogi: [1]

Józef Batko, Stal Rzeszów:
"Pojechaliśmy na ligowy mecz do Rybnika, przyjeżdżamy a tam deszcz. Pada i pada, zrobiło się ciemno i jakoś tak nieprzyjemnie. Nikomu za bardzo nie chciało się jeździć, a mecz to miał być ważny, praktycznie decydujący o tytule mistrza Polski. Na stadionie pojawił się Słowiecki. Zebrał nas wszystkich i mówi- A myślicie, że na wojnie, jak pada deszcz, to bitwy się nie odbywają? Odbywają. Tak, trzeba jechać. No i mecz się odbył".

Jan Ząbik:
"Dla niego liczyła się przede wszystkim reprezentacja. Na zebraniach GKŻ klubowi działacze doskonale wiedzieli, że najpierw załatwiane będą wszelkie sprawy związane z kadrą, a dopiero na końcu można było poruszyć jakieś kwestie poszczególnych klubów".

Marek Cieślak:
"Miał taki zwyczaj, że kiedy tylko przekraczaliśmy granicę z ZSRR, przestawał do nas odzywać się w ogóle po polsku i mówił wyłącznie po rosyjsku. Przynajmniej liznęliśmy trochę obcego języka".

Jan Ząbik:
"Z pułkownikiem było tak, że wszyscy się go bali, ale potrafił zapracować sobie na niesamowity autorytet i szacunek w całym środowisku".

Józef Batko:
"Nasz klub chciał pozyskać jednego z najlepszych polskich zawodników. W tamtych czasach transfery nie były takie proste, to nie to co teraz. Któryś z działaczy wpadł na pomysł, aby pojechać do Słowieckiego i to z nim przegadać sprawę. Oczywiście pojechać z walizką solidnego "załącznika". Pułkownik nie odmówił gościny, spokojnie wytrzymał nocny maraton, a rano stwierdził, że nie pamięta po co nasi działacze do niego przyjechali. Z transferu nic oczywiście nie wyszło”.


Dorobek pułkownika, który zmarł w 1983 roku w wieku 81 lat, to nie tylko śmieszne anegdotki, przemawiają za nim również wyniki. Za jego czasów polska kadra zaczęła odnosić pierwsze międzynarodowe sukcesy, a świetnym zwieńczeniem jego pracy był finał IMŚ w Chorzowie w 1973 r. oglądany przez prawie sto tysięcy widzów, zakończony pierwszym złotem dla Polaka, Jerzego Szczakiela, oraz brązem Zenona Plecha. Choćby ten fakt niech świadczy o popularności dyscypliny w tamtych latach.

Czy człowiek o takim temperamencie pozwoliłby sobie na obecną degrengoladę polskiego żużla? Czy pozwoliłby na nowe tłumiki, czy odwoływałby mecze z powodu byle deszczu albo kaprysów prezesów klubowych, czy doprowadziłby do różnych regulaminów w różnych klasach rozgrywkowych zmienianych rok do roku, czy bałby się podejmowania odważnych decyzji w krótkim żołnierskim czasie, czy w każdej sprawie tłumaczyłby się niemocą, bo Unia Europejska, bo prawo, bo lewo, bo FIM, bo prezesi, bo telewizja? Czy, za przeproszeniem, lizałby pewną część ciała działaczom światowej centrali, zamiast zadbać o interes rodzimego żużla, dziś przecież najbogatszego w światku? Oj, bardzo, bardzo by się przydał taki człowiek w naszych żużlowych władzach.

Słówko do współbraci kibiców. Póki takiego wybitnego męża stanu się nie doczekamy - a na horyzoncie nie widać nawet kandydatów - nie łudźmy się. Żaden Witkowski, zaden Szymański, żaden prezes klubowy ani żaden zawodnik się za naszym interesem nie ujmie, gdyż wszystkim wymienionym chodzi tylko o... niestety, ale o swoje bieżące zarobki, tu i teraz. Kondycja całej dyscypliny jest natomiast sprawą drugorzędna. Przecież, kiedy już wprowadzą jakieś hiperekologiczne silniki elektryczne albo ligę w postaci czwórmeczów, to taki Komarnicki, Dowhan, Gollob, Protasiewicz czy Hampel sobie poradzą, a działaczy PZM i tak ktoś zaprosi na swoje ekskluzywne rauty. Jeśli nie ci od żużla, to choćby ci od motocrossu.

Stąd, jeżeli nie podoba nam się obecny stan naszej dyscypliny, jeżeli myślimy o żużlu nie tylko w kontekście wyników naszej ulubionej drużyny, ale o lidze jako całości, jeżeli bolą nas coraz to bardziej pustawe stadiony, to my sami musimy się zorganizować, bo nikt za nas tego nie wykona. Nie mamy instrumentów? Żadnych szans? Niezupełnie. Mamy nogi i nimi głosujemy. Mamy stadionowych ultrasów (nie, nie chuliganów), robiących świetne oprawy, mamy klubowe fora internetowe, mamy stowarzyszenia kibiców, mamy ogólnie dostępne formularze mailowe do PZM. Przykładowo, czy taki transparent z hasłem np. "Nowe tłumiki na śmietniki", na każdym stadionie, nie byłby dobrym początkiem obywatelskiej aktywności kibiców? Polaków trudno zjednoczyć, trudno scalić wokół jakiejś sprawy, zwłaszcza odkąd, po upadku komuny, zniknął wróg jednoczący wszystkich. Ale były wyjątki, i to całkiem niedawno, kiedy nawet nasza rozpasana klasa polityczna musiała ukorzyć się i schylić szyje. Przypomnijmy sobie ACTA. A więc można. Myśleć samodzielnie, działać, w obrębie prawa oczywiście, i niekoniecznie to "oni" mają zawsze rację. Warto się nad tym zastanowić.


Michał (Gorzów)


 
[1] http://www.sportowefakty.pl/zuzel/303951/robert-noga-zuzlowe-podroze-w-czasie-23-pulkownik-slowiecki

 

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Nic to nie oznacza, bo od nowa się skupiamy, od nowa walczymy o najwyższe cele.

Bartosz Zmarzlik na pytanie TVP, ile dla niego znaczy sytuacja, gdy już w pierwszych dniach kwietnia ma na swoim koncie 4 wygrane turnieje

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2023
1. Betard Sparta Wrocław  14 30 +124
2. Platinum Motor Lublin  14 28 +185
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 20 +54
4. TAURON Włókniarz  14 18 +13
5. ForNature Solutions Apator  14 15 -42
6. FOGO Unia Leszno  14 11 -98
7. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 10 -61
8. Cellfast Wilki Krosno  14  7 -175
 1. Liga Żużlowa 2023
1. ENEA Falubaz Zielona Góra
 14  35 +232
2. Abramczyk Polonia Bdg.
 14  21 +18
3. Arged Malesa Ostrów  14  21 +22
4. ROW Rybnik  14  18 -28
5. Trans MF Landshut Devils
 14  15 -56
6. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14  12 -45
7. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź  14  10 -93
8. InvestHouse Plus PSŻ  14  8 -50
2. Liga Żużlowa 2023
1. TEXOM Stal Rzeszów
 12  21 +137
2. Ultrapur Start Gniezno
 12
 20 +91
3. OK Bedmet Kolejarz Opole  12
 19 +43
4. Grupa Azoty Unia Tarnów  12
 14 +43
5. Optibet Lokomotiv
 12  14 -24
6. ENEA Polonia Piła  12  10 -111
7. Metalika Recycling Kolejarz  12
 5 -177

Klasyfikacja końcowa SGP 2022

1. Bartosz Zmarzlik
166
2. Leon Madsen
133
3.  Maciej Janowski
106
4. Fredrik Lindgren 103
5.  Robert Lambert 103
6. Daniel Bewley
102
7. Patryk Dudek 102
8. Tai Woffinden 93
9.  Martin Vaculík
91
10. Jason Doyle 83
11. Mikkel Michelsen 82
12. Jack Holder 67
13. Max Fricke 52
14. Anders Thomsen 51
15. Paweł Przedpełski
29

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43