Drukuj

Ocena użytkowników: 5 / 5

Star ActiveStar ActiveStar ActiveStar ActiveStar Active
 

Iversen Doyle2018Ligułka - czyli ligowa pigułka, jakby ktoś pytał. Polski żużel forpocztą neologizmów! Hasło niczym z pochodu pierwszomajowego (zbieżność czasu zupełnie nieprzypadkowa), a gdyby Rada Języka Polskiego chciała złożyć podziękowania - bardzo uprzejmie poproszę. Do wiadomości PZMot. Może nam kiedyś nie odrzucą akredytacji na GP w stolicy. Tytuł właściwy zaś - tutaj już cały splendor dla jednego z toruńskich kibiców. Znalezione na oficjalnym fanpejdżu KST. Nie wiem, czy kreatywny ów kibic życzy sobie popularności w mediach (gdyby autorem był pan Jacek, nie zadawałbym głupich pytań); poprzestańmy na tym, że kto chce, ten znajdzie. A więc Mafia znowu na kolanach. Tym razem nie obili ich wracający z imprezy gimnazjaliści, nie Banda Małego Kena, a całkiem wyrośnięta ekipa (najgroźniejszy miał ponoć ksywę Niedźwiedź), nie zmienia to jednak faktu, że fani tracą cierpliwość. Nikt już nie pamięta kolejnych zwycięstw z GKM-em, triumfu nad Spartą, ani tym bardziej tego, że sprali na kwaśne jabłko I-ligowe Wybrzeże. U siebie do 43. Kibice są naprawdę źli. I dali upust swej złości już w "klatce" przy W69. Nie żebym pochwalał wulgarny język (Radzie Języka Polskiego na moment dziękuję), ale rozumiem frustrację. Stadion to nie opera. A coś mi świta, że tuż przed pierwszym meczem (swoim) jeden z tych asów w dokładnie takich samych słowach odpisał jednemu z kibiców w publicznie widocznym miejscu.

 

Prawdę mówiąc, nie wiem, czy z perspektywy takiego Chrisa Holdera całą tą "mafią" rządzi tam Frątczak, Termiński, pani Termińska, czy może Joe Potwór. A może to zupełnie drugoplanowa sprawa - wszyscy są tak samo fajni, bo najważniejsze, żeby na co dzień było fajnie. Czytaj: bez "spiny", finansowo bezpiecznie i na czas. No to jest fajnie. Przecież dobili do 40-tki w Zielonej Górze, a w Tarnowie niewiele brakło.

Prezes Termiński wyraził nawet na fejsbuku pewne ubolewanie i zaniepokojenie tym faktem (niczym światowi przywódcy po kolejnych podbojach Putina), ale w tłumaczeniu na polski oznacza to: nic się strasznego nie stało, chłopaki, nadal w was wierzę. Taki Skrzydlewski w I lidze pewnie też wierzy, ale nieco mniej dyplomatycznie tę wiarę artykułuje. Tak dla motywacji. W Toruniu o żadnym wstrzymywaniu wypłat nie ma mowy, ani nawet o straszeniu tak drastycznymi słowami - to zbyt poważny klub, ze zbyt poważnym prezesem, a pacta sunt servanda. I słusznie. A jeśli zimą, wyciągając liderów z innych klubów, obiecało i zagwarantowało się im tyle, że teraz - eufemistycznie mówiąc - nie w każdym meczu pragną "umierać" za Toruń... cóż, to już problem tego, który gwarantował.

Tak swoją drogą, może to i lepiej, że senator Termiński różni się od niedoszłego parlamentarzysty Skrzydlewskiego. Nie tylko tym, że trafniej odgadł, na jaki szyld partyjny warto postawić w konkretnym czasie. Gdyby tak, wzorem Orła z Łodzi, poinformował chłopców z ferajny, że kluczyk od sejfu wyrzucił do Wisły (nawet rzeka pasuje), skutki mogłyby być opłakane. W Orle jest Kościuch, Miśkowiak, po polsku wymiata Bogdanow, to samo Łoktajew, a ostatnio polszczyzną zaszokował nawet Australijczyk Tungate. Tak sobie myślę, że gdyby komunikat prezesa przekazał kolegom z toru nasz najwybitniejszy kadrowicz w barwach KST - Drużynowy Mistrz Świata, zamiast budzących trwogę słów "sejf" i "kluczyk wyrzucił do Wisły", mogliby usłyszeć: "Save!" i "Kulczyk wrócił do Wisły". Nie skończyłby mówić, a mielibyśmy pół Mafii na Reymonta.

 

Żarty na bok. To nie jest łatwe - zgromadzić pięciu wirtuozów i stworzyć z nich słuchającą dyrygenta orkiestrę. Bo przecież każdy z tych chłopaków wcześniej w swoim klubie albo był liderem (Doyle, Iversen, Holta, Holder), albo takie ambicje posiada (Przedpełski). A swoje ambicje ma też ten, którego obdarowano najbardziej niewdzięczną rolą pierwszego rezerwowego. Myślicie, że są to ambicje klasy "1-2 wyścigi na mecz"? Pogadajcie kiedyś z tym młodym. Termiński z Frątczakiem nie są pierwsi. Wielu już próbowało, ale bardzo niewielu się udało. A bywało, że kończyło się spektakularną klęską. Czego kibicom z Torunia nie życzę. To jest ciekawy, rozgrywający się na naszych oczach, eksperyment. Jak by to napisała młodzież #challenge. W tym aspekcie kibicuję Jackowi Frątczakowi. Ma wciąż szansę go wygrać. Sprać dwa razy Leszno, wystrzelać "z dubeltówki" Włókniarza, przywieźć punkty z Wrocławia, wygrać półfinał, zdobyć medal - i zamknąć usta wszystkim. Pierwszy złożę gratulacje. Ale jednocześnie jakoś nie będę potrafił umartwiać się, jeśli ten projekt nie wypali. Ja takich projektów nie rozumiem. Nie jako ekspert, a jako szary obserwator - kiełbasożerca.

Pisałem sporo o Toruniu w pigułce po ich meczu w Tarnowie, a powtarzać się, to dla pismaka jeden z grzechów głównych. Za to mi (nie) płacą, żeby zawsze było coś nowego. Zdania wszakże nie zmieniam. Bez różnicy, czy akurat chwalebnie wygrzmoci się Kościelski i uda się wygrać ze Spartą, czy spiorą Wawrzyniaka i kolegów - tam nie ma drużyny. Ja jej w tej chwili nie widzę. Jak się nie docenia swoich, to nie ma drużyny. A jeśli jeszcze ci "swoi" - jak na złość - znajdą gdzieś indziej życzliwy dach nad głową, to będą mieć motywację podwójną. Akurat w tym jednym meczu, z tym jednym rywalem. Tak zupełnie po sportowemu, bez żadnych złych emocji. I znowu usłyszymy o "pechu", bo "akurat przeciwko nam ktoś musiał odpalić". To oczywiście uniwersalna sprawa, nie tylko toruńska. Poczekam, czy w takiej Pile za kilka miesięcy nie będą z trwogą spoglądać, jeśli przyjedzie Dolny. Mało realne? Pożywiom - uwidim... To przecież nie jest tak, że przez Toruń przewinęły się same "wynalazki" i najemnicy. Materiału zawodniczego (krajowego, zagranicznego) i trenerskiego było na 1,5 drużyny. Został Paweł Przedpełski - to zastępowany rezerwowym Holderem, po chwili przepraszany, za tydzień z kolei najlepszy zawodnik drużyny. Zaś rezerwowy Holder kierowany jest na próbę toru, by zapoznał się z jego stanem... po czym wyjeżdża w 8. czy 9. biegu, kiedy ten tor jest już całkiem inny. I czasem nawet przeważa losy meczu, jak z tym GKM-em. A czasem nie.

Teraz czytam supozycję, że chyba się Iversenowi nie spodobało, że ktoś śmiał go zastąpić... która to postawa nie podoba się, rzecz jasna, temu zastępującemu. Bo on też chce czuć, że wszyscy są na równych prawach i nie ma "świętych krów". A Przedpełskiemu z kolei nie podoba się, że on się starał i potrafił, a inni już nie. Tylko Holcie wszystko się podoba. Wielka Orkiestra Świątecznej Niemocy.

UniaTarnow Torun2018

 

Niepropocjonalnie mniej o pozostałych meczach, ale takie "zbójeckie prawo" felietonisty, a - prawdę mówiąc - żaden z nich mnie nie zauroczył. Wyniki padły przewidywalne, a tzw. atrakcyjność torowa - taka sobie. Co najwyżej.

Po meczu w Lesznie najbardziej ucieszyłem się, że wszyscy są cali. Jako skrajnie nieobiektywny sympatyk Lindgrena w walce o medal IMŚ 2017/18, prześladowała mnie taka skrajnie nieobiektywna idée fixe, że znowu ten Fredka złapie życiową formę... i zaraz znowu gdzieś wyrżnie, ktoś go "skosi", albo wydarzy się inne nieszczęście. Tym razem akurat padali inni, a wypadki z udziałem Musielaka, Pawlickiego i Sajfutdinowa naprawdę mogły skończyć się dużo gorzej. Leżał też Miedziński (wiem, zdziwieni), a niewiele brakło, by w niezłych opałach, nie z własnej winy, znalazł się Michał Gruchalski. Po ewidentnym błędzie gwiazdy wieczoru - Pawlickiego, którego "wyciągnęło". Dodając groźny upadek Kołodzieja z poprzedniego meczu, robi się nieprzyjemna liczba. To jest ten moment, kiedy kilku kibiców z Leszna włączy przycisk "odlajkuj", ale zastanawiam się, czy to rzeczywiście tylko zbieg okoliczności? Kołodziej przeszarżował sam, to widzieliśmy, a pozostali? Być może też. Tak czy siak, dość niepokojące jest to, że najlepsi żużlowcy świata w tak krótkim czasie na jednym torze popełniają tyle błędów.

Wynik? Może ciut za wysoki jak na potencjał Włókniarza (w porównaniu do tego, co osiągnęła np. Stal Gorzów), ale żadną wielką niespodzianką nie jest. Bardziej ciekawi mnie rozwój sytuacji z Matejem Žagarem. - Kudriaszow? Można sobie tak myśleć, tylko że Matej Žagar to jest Matej Žagar. On potrafi jechać. Takie zmiany w tym czasie powodują, że drużyna się rozlatuje. Jeśli my chcemy być silni i wejść do play-off, to musimy mieć dobrego Žagara. Trzeba mu dać szansę i trochę czasu - tłumaczył trener Cieślak na antenie nSport+ tuż przed meczem. Czy po meczu zmienił zdanie? Myślę, że nie. "Komandos" znowu pojechał "piach" (1,1,-,-), ale stary trenerski lis doskonale wie, że te obecne mecze, to raczej meczyki - gawiedź się emocjonuje (i bardzo dobrze), jednak tak naprawdę trzeba je odjechać, zrobić swoje, zapełnić klubowy skarbczyk wpływami z biletów, pokazać logo sponsorów, a prawdziwa forma ma przyjść na koniec sierpnia. Cieślakowe przygody w Tarnowie i w Zielonej Górze musiały zostawić ślad. Bardziej bym się zastanawiał, czy ktoś inny nie zacznie wykonywać nerwowych ruchów... No, ale jeśli Cieślak dałby sobie wejść na głowę, to padnie już ostatnia barykada.

Zaryzykuję nawet tezę, że "Narodowy" dobrze przeanalizował już najpiękniejszą bajkę AD 2017, o której tyle na PoKredzie pisaliśmy, czyli złoto dla Smederny. Smederny, która już po miesiącu rozgrywek straciła swojego lidera Grigorija Łagutę (z wiadomych względów), a personalnie skład miała niemal 1-ligowy. Miała za to wspaniałego menadżera - Jerkera Erikssona, atmosferę, głodnych sukcesów "drugoliniowców" i... Žagara. Ten potykający się o własny deflektor Žagar to jest naprawdę żużlowe indywiduum. Niezbadane. Zupełnie nie chodzi mi o kopanie się po jądrach z Pedersenem czy wklejanie Zmorze twitterowych małpek. Teraz można z niego kpić i szydzić. Narzekać i psy wieszać. Ale poczekajcie aż złapie formę, kiedy we wrześniu przyjdą jesienne pluchy. A przyjdą.


smederna2017Zdj. svt.se


Pomimo wyraźnej porażki w Lesznie, coraz mniej zdziwią mnie "Lwy" w finale ligi. Przed sezonem nie dawałem im szans z jednego tylko względu - nie da się dojść do takiego etapu rozgrywek bez punktów juniorów (choć Michał Gruchalski już w 2017 r. miał przebłyski). To już nieaktualne. Zapomnijcie o tym, że Włókniarz nie ma juniora. Nie wchodząc w ocenę arbitra Pawła Słupskiego - w jego kierunku kibice poużywali sobie dość na żywo - naprawdę, młody "Misiek" swoją postawą bardzo wielu osobom "zrobił dzień". Mnie na przykład zrobił. Za pół roku kompletnie nie będę pamiętał, czy tam się skończyło 14-ma, czy 16-ma, ale o tym, że przyjechał taki chojrak i na tej baronowej serpentynie, gdzie "trup słał się gęsto", wiał Smektale i Kuberze na takim gazie, że PGNiG wydało specjalny komunikat - o tym z pewnością będę pamiętał.

Teraz aż strach włączać portale, bo pewnie przez cały najbliższy tydzień będziemy oglądać rząd wypiętych piersi po ordery za miśkowe wychowawstwo. To są jedyne wypięte piersi, jakich nie lubię oglądać. Bo wychował się przecież nasz Lwiczek w UŚKS-ie, za trenera Kafla, szlifował talent na małych torach, gdzie pomagał mu głównie ojciec. Aż szkoda, że rok szybciej nie udało mu się wejść do tego "dużego" speedwaya. Ale też - jeśli dobrze pamiętam - był w Częstochowie taki sezon, kiedy rywali lano do 35-ciu i okazji na danie szansy własnemu młodzianowi nie brakowało, jednak punkty (czytaj: faktury) musieli generować inni młodzi: Trojanowski, Ułamek, Jonasson... Tak to już jest w tym naszym żużlu. Jedni młodzieżowcy mieli zawsze nieco z górki, inni raczej nieco pod górkę. Niech się "Misiek" nie zraża i goni krajową czołówkę. I niech tam go dobrze strzegą najbliżsi od efektu wody sodowej. Bo jak się chce coś w żużlu osiągnąć, to trzeba mieć i takich Aniołów Stróżów, i być takim "Miśkiem", próbującym bez żadnego respektu wjeżdżać z odkręconą manetką nawet w najgorszą "kopę", i nawet przeciwko najlepszym w tej lidze. Juniorów, którzy na sam widok tej kopy zamykają gaz i zjeżdżają na trawę, nie powinno w tej lidze być. Są niższe ligi, są NICE Cupy - to przecież żadna ujma nabierać tam doświadczenia.

Gruchalski2018Zdj. Artur Makowski

 

Szacunek dla "Dzika" Pedersena. Mówi, że boli go ta złamana ręka, ale co ma zrobić... Jeździ. I to jak! Ile ta liga by bez niego straciła! Ile GP... Ładnych kilka lat temu napisałem tu, że BSI i Ekstraliga powinny mu już na tym etapie zagwarantować dożywotnią emeryturę, co najmniej olimpijskiej wartości - to i tak ułamek wszystkich zysków, jakie im wygenerował. Tak jak cisnąłem kuflem, kiedy skasował Jagusia, tak szanuję tego wariata za kilka innych przymiotów charakteru.

Nic więcej na temat meczu w Tarnowie z siebie nie wyduszę, bo oglądałem transmisję na nSport+ i do dzisiaj nie wiem, czy fonia wyprzedzała obraz, czy obraz fonię. W każdym razie, jeżeli wynik był inny niż 41:49, napiszcie na priva.

 

Falubaz - uśpiona Mysz

Jeszcze uśpiona, a może już się budzi? Wbrew fatalnej pozycji w tabeli, uważam, że w Zielonej Górze mają dobrze zbilansowaną drużynę. Z dwoma liderami, których pozycji nikt nie będzie podkopywał. Nie i już. A jak spróbuje, to im sektor dopingujący szybko wytłumaczy, dlaczego muszą jeszcze pojeździć 15 lat dla Falubazu i zdobyć 517 tys. punktów, żeby być jak Pan Piotr Protasiewicz. Albo jak familia Dudków. Mówisz Dudek - myślisz Falubaz. Proste. Jedyny problem jest taki, że jak dotąd Pan Piotr jedzie na 40% mocy. Jak dotąd... Bo drugą linię mają tam zacną, jedną z lepszych w całej lidze. Zengota jest z roku na rok coraz szybszy, a Jepsen Jensen chyba autentycznie wnerwił się na toruński gambit i właśnie jest na etapie przekuwania tej złości w sezon życia. W Polsce, w Szwecji - jedzie mu to. "Wilk z Wolverhampton", czyli Thorssell wciąż się rozwija. Bardzo lubiłem oglądać tego chłopaka na brytyjskich agrafkach. W końcu kumpel Lindgrena. Mają też ciekawego zmiennika w osobie dochodzącego do zdrowia Smolinskiego. To też nie jest gość, który ma ambicje zostania Papieżem. A jako zadaniowiec może być przydatny. Może tylko Kacpra Gomólskiego czym prędzej oddałbym na wypożyczenie - gdziekolwiek, byle chłopakowi nie blokować możliwości zarobkowania, a jednocześnie sobie obniżyć ryzyko wystąpienia "czynników odśrodkowych", jak to się pięknie określa w historycznych pracach. Znowu kłania się Toruń - czy ten obecny, czy podczas finałów z Gorzowem. Kto pamięta, ten wie, o co chodzi.

 

Dobrze, że ogarnął się GKM. Dobrze dla całej ligi. Przyszedł "Buczek" do Magazynu n-ki, powiedział jak jest - i była krótka piłka: albo zrobią jak mówi, albo witaj pierwsza ligo. To zrozumiały nawet członkinie Koła Gospodyń Wiejskich w Nicwałdzie. Dlaczego nie rozumieli ci, którzy biorą za to niezłe pieniądze? A skoro to było tak proste, to czy teraz - kiedy buczkowe słowa potwierdziły się w 110 procentach - nie powinien to być ostatni dzień pracy w klubie tych osób?

Być może gdybym był kibicem GKM-u i miał 18 czy 20 lat, to też stałbym w pierwszym szeregu tych krzyczących "Kempes won!". Dzisiaj już nie. Straszne pomyje wylano w sieci na głowę pana Roberta. Momentami to aż niesmaczne było. To chyba też "urok" tych mniejszych miast, gdzie każdy coś wie, każdy kogoś zna... O ile skala win nie jest taka, by nie pozostawiała wyboru, zawsze jestem za daniem drugiej szansy. Uważam, że to cnota, nie słabość. W porządku - popełnił Kempiński błąd. Kosztowny błąd. Pośmiewiska z meczu przeciwko Unii szybko się nie zapomni. Nie wymaże z annałów. Wystarczy zacytować Łagutę, opowiadajacego, jak przez 6 godzin nie umiał znaleźć ustawień na tamten spec-beton, i tego samego Łagutę szczerzącego zęby po czterech trójkach z rzędu na nowym torze. I w zasadzie nie potrzeba tu nic dodawać. Co tam w ogóle robił pan Gaszyński - nie wiem. To wszystko prawda. Ale chętnie zapytałbym tych linczujących trenera, ile razy w poprzednich meczach i poprzednich sezonach skandowali nazwisko pana Roberta? Ile razy wspólnie z nim skakali, chwalili i cieszyli się z wygranych? Pewnie usłyszałbym, że ani razu, bo wcześniej był Gollob i to on robił wszystko. Cóż, porażka zawsze jest sierotą.

A "Kempes" chyba wszystkich ujął tym wyznaniem o synu, którego wysyłał na zakupy do sklepu. Przypomniał mi się inny Robert po pewnych narciarskich MŚ i spożywczy w Chochołowie...

Tak, Drodzy Kibice - to nie są cyborgi. Nie mają wszystkiego w czterech literach. A przynajmniej nie zawsze. Krytykujcie, jeżeli trzeba - dosadnie, z "jajem", ale nie linczujcie.


Gniezno kibice2018Zdj. Patryk Sobota


W pierwszej lidze samego siebie przechodzi Adrian Gała, a domowa średnia jego drużyny niechybnie zmierza do okrągłej 60-tki. 58, 57, 58... I to wcale nie z ułomkami. A przecież z Wandą u siebie dopiero pojadą. Kto by pomyślał... Lubelski Motor wygrał na trudnym terenie w Dyneburgu. Pięknie to się układa w tym roku dla jedynaka ze ściany wschodniej. Niby łaskawy terminarz i sporo meczów u siebie, niby uratowany rzutem na taśmę domowy remis z Orłem, niby tylko 48:42 z Rybnikiem... ale te punkty po kolei i o czasie spływają na konto lublinian, jak wypłaty w Toruniu. Jeszcze dwie rundy temu tylko najwięksi optymiści widzieli w tej ekipie faworyta do awansu, a w tej chwili tabela nie kłamie - chłopcy Skrzydlewskiego już zanotowali takie straty, że nawet genialna runda rewanżowa może nie wystarczyć (pytanie jeszcze gdzie ją odjadą...). ROW teraz będzie mieć nieco "z górki", bo czeka ich kolejny mecz u siebie (już czwarty z sześciu), tym razem właśnie z Gnieznem, a następnie teoretycznie łatwy dwumecz z Wandą - za to drugą część terminarza "Rekiny" mają niełatwą. Nie chce wyjść inaczej - Lublin, Rybnik i Gniezno - to w tej chwili "siła przewodnia" tej ligi.

A propos tej Wandy, bo w zasadzie to od niej chciałem zacząć... Nie chodzi mi o narażanie cennego czasu Czytelników na relację z wiekopomnego triumfu nad Piłą (wszystko na ten temat napisaliśmy w opisie do fotorelacji), a o coś zupełnie innego. Kto z was przed tym meczem zwracał uwagę na Wandę (to ta najbrzydsza koleżanka w pracy)? Czytał, szukał, odświeżał ich stronę. Tak szczerze. Podejrzewam, że nikt o zdrowych zmysłach. Pomijając wiernych fanów z Nowej Huty i okolic. Po co zwracać uwagę na ekipę, która po 4 meczach legitymuje się liczbą małych punktów - uwaga - minus 118? To nawet Rawicz w "najlepszych" latach tyle nie wyrobił. A mnie się właśnie zdarzyło. Włączyłem oficjalną stronę Krakusów tuż po porażce (hmm, hekatombie) z Gnieznem - i mnie wryło. Tak pozytywnie. Jak wyglądają komunikaty po takiej kompromitacji (level 16:44 czy 28:62) na oficjalnych stronach i w oficjalnych kanałach naszych klubów? Daleko nie trzeba szukać. Praktycznie zawsze brzmią jak jakiś korpo-bełkot po ujawnieniu wykradzenia danych klientów. Wyłączam po trzech pierwszych zdaniach. A to wersja krakowska:

Gdybym poszedł na ten mecz, kupił bilet, sobie i rodzinie, to w okolicach 7. biegu czułbym się spoliczkowany. Ale gdybym po meczu, już w domu, przeczytał, że "rywal był trudny, tor nie był tego dnia naszym atutem, kontuzję kogoś tam dało się odczuć, sędzia dwa razy puścił gości z lotnego, a zawodnicy nie mieli okazji potrenować w piątek, bo jeździli turniej w Rąbiku nad Zbrzycą", to czułbym się strzelony w drugi policzek. Zdecydowanie bardziej wolę wersję krakowskiego admina.

Hej, Kolego! Jak już Cię kiedyś wywalą za pisanie prawdy, to zapraszam na PoKredzie. U nas też stan minus 118 constans.

 

Co w drugiej lidze? W 2. lidze coraz więcej kibiców w Rawiczu, coraz lepsze humory w Ostrowie, a w Opolu nie mają już ułamka wątpliwości, że da się jeździć lepiej i skuteczniej niż przeciwko Ostrovii. Tylko w Poznaniu niektórym miny zrzedły. Głównie tym, którzy w słownych harcach zapędzili się ciut za daleko, szydząc z "objazdowej amatorszczyzny z Rzeszowa". Nie minęły dwa tygodnie, a ich właśni pupile zafundowali mało chwalebne show. Dobrze, że był na miejscu młody Kamil Adamczewski, bo walkower zamiast derbów, przy takiej frekwencji w Rawiczu, to byłoby absurdalnie przykre. Jak widać na załączonym obrazku, w polskim żużlu nie ma ani nieomylnych, ani świętych, a umiejętność dostrzegania ździebłka w oku rywala jest chwalebna... tyle tylko, że nigdy nie wiadomo, czy to coś, co właśnie strąciło żyrandol, to nie belka z własnego oka. To nie tylko odnośnie rzeszowsko-poznańskiej draki.


Jakub Horbaczewski

PS. Ja nie idę, bo to nie na moją kieszeń, ale jeśli ktoś planuje obejrzeć na żywo "tego Nejszynsa", to radzę się pospieszyć. Właśnie słyszę, jak na antenie Eleven komentatorzy zachęcają ukraińskich kibiców do przyjazdu nad Odrę i wsparcia swych spidwejistów, którzy zastąpią nieistniejącą chwilowo reprezentację Słowacji. - Z Czerwonogradu autostradą to szybciutko... Jako wrocławianin nieśmiało zauważę, że im nie trzeba autostrady z Czerwonogradu. Wystarczy 9-ka i 17-ka. Trzeci przystanek przed pętlą. To znaczy - i tu jest właśnie pies pogrzebany - może nie wystarczyć. MPK ma w tej chwili tylko 230 tramwajów. Ich jest tutaj 70 tysięcy.

 

Zdj. tytułowe: Niels K. Iversen instagram

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.